Skip to main content

Autobiografia B.K.S Iyengara

Autor: 24 czerwca 201523 grudnia, 2015ABC Jogi
Iyengar

DZIECIŃSTWO I SZKOŁA

Mój ojciec Bellur Krisznamaczar pochodził z biednej rodziny zamieszkującej wioskę Bellur w okręgu Kolar, obecnie należącym do stanu Karnataka. Był dyrektorem jedynej szkoły podstawowej w małym miasteczku Narsapur. Po trzydziestu latach pracy jako nauczyciel przeszedł na emeryturę w 1924 roku

Urodziłem się w sobotnią noc 14. grudnia 1918 roku. Moja matka Sześamma miała wtedy grypę. W całym kraju szalała epidemia tej choroby i wiele osób zmarło. Dzięki łasce Boga moja matka i ja przeżyliśmy. Miałem bardzo ciemną skórę, moja głowa często zwisała ciężko z karku i podnosiłem ją z wysiłkiem. Moja głowa w stosunku do reszty ciała była nieproporcjonalnie duża i rodzeństwo docinało mi i żartowało ze mnie z tego powodu. Gdy miałem pięć lat mój ojciec przeprowadził się do miasta Bangalore, ponieważ dostał pracę urzędnika w dużej hurtowni, której wlaścicielem był muzułmanin imieniem Abdulla. Mój ojciec był uczciwym i pracowitym człowiekiem i dlatego wzbudził zainteresowanie właściciela. Traktował on mojego ojca jak brata i wspomagał finansowo naszą rodzinę. Byłem jedenastym dzieckiem z trzynaściorga, z których przeżyło dziesięcioro. Przed śmiercią ojciec zdążył wydać za mąż trzy córki i ożenić jednego syna.

Profesor T. Krisznamaczar w młodym wieku pojechał do Nepalu i tam spotkał jogina Ramę Mohana Brahmaczarię, od którego nauczył się jogi. Na uniwersytetach w Benares, Allahabadzie i Kalkucie studiował sanskryt, filozofię, logikę, sankhję i mimansę. Do Bangalore przyjechał, aby prowadzić wykłady religijne. Nauczał również asan. Pewnego dnia w 1927 roku wraz ze swymi krewnymi odwiedził nasz dom. Mój wuj w jego imieniu poprosił naszego ojca o rękę trzeciej siostry Namagiriammy, która właśnie dorosła do zamążpójscia. Ojciec wyraził zgodę i odbyło się wesele. Po ślubie powrócił do Majsuru i zaczął popularyzować jogę. Ówczesny maharadża Majsuru Jego Wysokość Śri Krisznaradża Wadijar usłyszał o osiągnięciach śri T. Krisznamaczara. Maharadża sam był pilnym studentem filozofii i zainteresował się bardzo moim szwagrem. Następnie sam zaczął uczyć się jogi.

W wyniku praktyki jogi pod kierunkiem śri T. Krisznamaczara uświadomił sobie jej wartość i w 1931 roku otworzył w pałacu Dżaganmohan szkołę Jogi, z której miała korzystać rodzina królewska. Z upływem czasu zaczęły do niej uczęszczać również osoby z zewnątrz, które otrzymały pisemne pozwolenie.

Śri T. Krisznamaczar byt wszechstronnym człowiekiem i wielkim uczonym. Zajmował zawsze pierwsze miejsce we wszystkich publicznych dysputach z mimansy, wedanty, sankhji i jogi. Otrzymał wiele tytułów naukowych z różnych uniwersytetów: Mimamsa-Ratna, Mimamsa-Tirtha, Sankhya-Yoga-Shikhamani, Vedanta-Vagisha, Vedanta-Kesari, Nyayacharya oraz tytuł profesora jogi. Poza jogą znal astrologię, ajurwedę i muzykę klasyczną karnatic. Grywał również na instrumencie muzycznym zwanym vina. Był świetnym kucharzem i trudno było powiedzieć, w czym był najlepszy. Miał również pewne dziwactwa. Na przykład gdy szedł, nie rozglądał się wokół i nikogo nie zauważał i niektórzy błędnie uważali, że rozpierała go duma. Lecz ja wiedziałem, że on nigdy nawet nie stanął przed lustrem, by się zobaczyć. Nalegał, że należy dbać o własne ciało, ale sam o siebie nie dbał. Mimo to posiadał idealne ciało Z proporcjonalnymi kończynami.

Po przeprowadzce mojego ojca do Bangalore przez parę lat wszystko szło dobrze. W młodości cierpiał on na zapalenie wyrostka robaczkowego i nie wyleczył tego. Nastąpił nawrót choroby i w 1928 roku ojciec zmarł w wieku sześćdziesięciu lat. Był bardzo dobry dla wszystkich i żadnego z nas nigdy źle nie potraktował. Gdy zdarzyło się, że ktoś zapytał się o jego bogactwo, odpowiadał, ze jego dzieci były dla niego bogactwem. Gdy leżał złożony chorobą często wołał mnie do siebie i mówił, ze umrze, gdy będę miał dziewięć lat. Myślę, że sam stracił ojca, gdy miał dziewięć lat i czuł, że umrze, gdy jego syn też będzie w tym wieku. Powiedział mi również: „Gdy byłem młody miałem ciężkie życie i wiele trudności i tobie również będzie ciężko, ale ostatecznie poszczęści ci się i będziesz miał szczęśliwe życie.” Myślę, że jego przepowiednia sprawdziła się.

Moja matka zmarła w 1958 roku w wieku osiemdziesięciu lat. Była to osoba dobrotliwa, religijna i bardzo ortodoksyjna w swoich zwyczajach. Niezachwianie wierzyła w Boga. Gdy tylko zacząłem zarabiać, pomagałem finansowo w zaspokajaniu jej potrzeb i robiłem to aż do jej śmierci. Jej ortodoksyjność zatrzymywała ją w Bangalore. Piła wodę wyłącznie ze studni i za nic nie godziła się na wodę z kranu. Mimo że prosiłem ją, by przyjechała do Puny i zamieszkała ze mną, odmawiała z powodu braku wody studziennej. Nie było moim przeznaczeniem opiekowanie się nią tak, jak chciałem.

Gdy ojciec umarł, byłem w czwartej klasie szkoły podstawowej. Po jego śmierci ciężar wychowania młodszego rodzeństwa spadł na trzech starszych braci, którzy pracowali. Najstarszy Doreswami był księgowym, drugi Radżaiyangar był nauczycielem i obaj mieszkali w Bangalore. Nasz trzeci brat Wedantaczar był młodszym urzędnikiem na. kolei, a potem zawiadowcą stacji w Malurze, około 20 mil od Bangalore. Nasi bracia mieli na utrzymaniu swe własne rodziny i młodsze rodzeństwo było dla nich ciężarem.

Czwarty brat Ramaswanii nie mógł zdać egzaminów w niższej szkole średniej, przerwał naukę i wyuczył się krawiectwa. Mój młodszy brat Czeluwaradżan zamieszkał z druga, starszą siostrą Rukkammą. Najmłodsza siostra Dżajamma zamieszkała z trzecią starszą siostrą Namagiriammą.

Byłem słabej konstytucji fizycznej. W 1931 roku byłem chory na malarię i później także złożyła mnie gorączka. Lekarz podejrzewał dur brzuszny i poradził mojemu bratu, by położył mnie do szpitala Wiktorii w Bangalore. Byłem w tym szpitalu prawie przez cały miesiąc. Mimo spadku temperatury i upływu czasu nie nastąpiła poprawa mojego zdrowia, byłem słaby jak poporzednio. Moja edukacja cierpiała z tego powodu i w 1932 roku oblałem egzamin z angielskiego. W 1933 roku z błogosławieństwem starszych braci przeszedłem przez egzaminy w niższej szkole średniej. W ostatnim dniu publicznych egzaminów miałem wypadek – spadłem z roweru i straciłem przytomność. Na miejsce egazminów przybyłem z opóźnieniem. 'Pamiętam, że był to egzamin z higieny. Przez pierwsze pół godziny miałem kompletną pustkę w głowie. Powoli doszedłem do siebie, udało mi się cos napisać i zdałem egzamin. Gdybym go nie zdał, nie mógłbym być przyjęty do szkoły średniej.

Zamieszkałem w Majsurze z najstarszym bratem, aby móc nadal się uczyć. Pamiętam, jak w roku szkolnym 1934/35 badał mnie lekarz szkolny. Miałem 147 cm wzrostu i ważyłem 32 kg Obwód mojej klatki piersiowej wynosił 56 cm i mogłem rozszerzyć ją tylko o centymetr. Obecnie mam 168 cm wzrostu, ważę 66 kg, a moja klatka piersiowa rozszerza się o 13 cm.

W owym czasie nauka w szkole podstawowej i niższej średniej była bezpłatna. Uczniowie szkoły średniej płacili czesne przez osiem miesięcy w roku. Moi bracia zakomunikowali, że nie mogą płacić za moją naukę. Los był jednak dla mnie łaskawy. Mój brat Radżaiyangar zawiózł mnie do kupców w Bangalore, którzy znali mojego ojca. Byli uprzejmi i w sumie zebrałem od nich 8 rupii. To dodało mi odwagi i wniosłem prośbę o miejsce w szkole – 3 rupie, opłata za zajęcia sportowe i bibliotekę – l rupię i 12 ann, a opieka medyczna – 8 ann. W sumie dało to 6 rupii i 4 ann. Mój brat spytał się, jak mam zamiar sprostać comiesięcznemu czesnemu. Wiedziałem, że od kupców już nic nie dostanę. Nie mogłem mu odpowiedzieć, więc milczałem.

Z wielkim trudem udało mi się zdobyć list polecający o zwolnienie mnie z opłat od śri K.T. Bhasjama, wpływowego prawnika, który bronił spraw pracodawcy mojego ojca. Jakiś czas potem został on Ministrem Prawa i Pracy w rządzie Majsuru. Miałem szczęście i zwolniono mnie z połowy opłat. Zdałem roczny egzamin.

Byłem bardzo słaby fizycznie i lekarz podejrzewał u mnie gruźlicę. W okresie kwietnia/maja 1934 roku maharadża poprosił mojego szwagra Sri Krisznamaczarię, aby pojechał do Bombaju i spotkał swamiego śri Kuwalajanandę i zapoznał się ze szkołą jogi prowadzoną przez niego w Lonawli i Bombaju. Śri Krisznamaczar w drodze do Bombaju wstąpił do Bangalore. Poprosi! mnie, bym pod jego nieobecność zamieszkał z moją siostrą. Akurat były letnie wakacje, więc się zgodziłem. Zapłacił za mój bilet kolejowy i tak pojechałem do Majsuru. Byłem bardzo ciekawy pałacu maharadży. Gdy śri Krisznamaczar powrócił do domu, poprosiłem, by odesłał mnie do Bangalore. On zaproponował, żebym kontynuował naukę w Majsurze i tam zostałem. Zacząłem uczęszczać do Królewskiej Szkoły Średniej w Majsurze. Tutaj też zostałem zwolniony z połowy opłat.

Na początku bardzo cieszyłem się ze szkoły. Mój szwagier. choć łagodnego serca, był porywczy. Stopniowo zakradał się we mnie strach przed nim i robiłem się nerwowy, gdy tylko musiałem stać lub siedzieć w jego pobliżu. Nikt z moich szkolnych kolegów nie mógł mnie odwiedzać. Mimo, że spędziłem w Majsurze dwa lata, nie zaprzyjaźniłem się z żadnym z moich szkolnych kolegów. Śri Krisznamaczar powiedział mi, żebym praktykował jogę, ale przez całe miesiące nie nauczył mnie żadnej asany. Gdy sam próbowałem zrobić jakieś asany, okazało się, że moje ciało było sztywne niczym kołek. Niemożliwe było, żebym zrobił jakiekolwiek wygięcie. Śri Krisznamaczar nie uczył mnie i nie pozwolił chodzić do szkoły jogi. Przez wiele miesięcy nie wiedziałem nawet, gdzie się ona znajduje.

INICJACJA JOGOWSKA

Śri Krisznamaczar przyprowadził do domu sierotę o imieniu Keszawamurti. Urządził mu nawet ceremonię inicjacji do kasty braminów i uczył go jogi. Bez wątpienia chłopiec był dobry. Dzieliliśmy ten sam pokój. Był moim jedynym przyjacielem i byłem pewny, że pewnego dnia osiągnie sukces. Jednak opatrzność zdecydowała inaczej. Pewnego ranka w czerwcu lub lipcu 1935 roku wyszedł z domu i nigdy nie powrócił. Zostałem sam. Gdy Keszawamurti był z nami, śri Krisznamaczar budził nas o czwartej rano, byśmy podlewali ogród. Byliśmy tak śpiący, że po wyjściu z domu, zamykaliśmy drzwi i spaliśmy na zewnątrz jeszcze przez jakiś czas i dopiero potem zabieraliśmy się za podlewanie ogrodu. Zajmowało to nam około półtorej godziny.

Gdy zabrakło Keszawamurtiego jego część pracy spadła na mnie, a ja byłem ciągle głodny. Nie miałem odwagi poprosić nawet siostrę, by dała mi coś do zjedzenia. Mogliśmy jeść, gdy nas zawołano i tylko wtedy, gdy jedzenie zostało podane. Zacząłem kraść pieniądze. Ściskający głód doprowadził do tego, że zacząłem kraść, by go zaspokoić. Głodny człowiek jest zdolny do popełnienia każdego grzechu.

W maju 1935 roku pojechałem do Bangalore z okazji rocznicy śmierci mojego ojca. Pewnego dnia wziąłem rower pewnego prawnika, który był lokatorem mojego brata Radżaiyangara. Miałem pecha, zdarzy! się wypadek. Wyszedłem z wypadku cało. ale rower został mocno uszkodzony. Prawnik domagał się zwrotu 4 rupii i 8 ann za naprawę roweru, a ja nie miałem żadnych pieniędzy. Moja siostra Śitamma zapłaciła część mojego długu, a resztę zarobiłem, pracując jako służący.

Gdy w czerwcu 1935 roku powróciłem do Majsuru, okazało się, ze mój szwagier potrzebował kogoś, aby zastąpić Keszawamurtiego w pałacowej szkole jogowskiej. To był punkt zwrotny w moim życiu.

Do tamtego czasu Śri Krisznamaczar w ogóle nie uczył mnie asan. Gdy prosiłem go, aby pokazał mi jakieś asany, odpowiadał, że wszystko zależy od czyjejś karmy w poprzednim życiu. To była niezwykle fortunna sytuacja, że dzięki nieobecności Kęszawamurtiego mój szwagier uczył mnie przez parę dni. W ten sposób stał się moim guru. Wkrótce odbyła się moja ceremonia inicjacyjna do kasty bramińskiej, otrzymałem tytuł aczarii i mantrę Gajatri.

Nogi bolały mnie niemiłosiernie, ból w plecach bvł nie do zniesienia. Wiedziony strachem nikomu nic nie mówiłem. Przez całe lata praktykowałem jogę mechanicznie i na początku nie byłem zainteresowany nauką asan. Mimo trudności. po miesiącu nauki paru asan, wraz z innymi wziąłem udział w publicznym pokazie, który odbył się w majsurskim ratuszu. To było we wrześniu 1935 roku. Na pokazie obecny był maharadża Majsuru, który w nagrodę za nasz występ dał każdemu z nas 50 rupii. Gurudżi polecił, abym wpłacił te pieniądze na książeczkę oszczędnościową. Zrobiłem to, lecz wypłacałem z niej małe sumy, aby kupić jedzenie. Na szczęście Gurudżi nigdy nie spytał się o moje oszczędności.

Wkrótce po tym pokazie zostałem poproszony o uczenie w szkole jogowskiej w godzinach rannych i wieczornych. Mój dzień zaczynał się o czwartej rano. Podlewałem ogród i uczyłem się do godziny siódmej. O 7.30 przychodzili do domu uczniowie, którzy mieli problemy z. trudnymi asanami i zajmowałem się nimi przez około pół godziny. O 8.30 myłem się i szedłem do szkoły jogowskiej z której wracałem przed dziesiątą. O 10.15 jadłem i udawałem się w trzymilową drogę do szkoły. Szkoła kończyła się o 16.30. Mimo że ze szkoły do szkoły jogowskiej miałem tylko 10 minut drogi, to nie wolno było mi iść wprost. Musiałem iść do domu, zostawić książki i znów iść do szkoły jogowskiej. Praktykowałem i uczyłem innych do siódmej wieczorem, po czym wracałem do domu na wieczorną modlitwę. O ósmej jedliśmy posiłek. Z powodu tak wielu zajęć w ciągu dnia. ciągle byłem śpiący. Nie miałem siły. by odrabiać lekcje i zacząłem pozostawać z nauką w tyle. Z wielką trudnością zebrałem pieniądze na opłatę końcowego egzaminu szkoły śred niej. Mimo że czułem się niepewnie, to przystąpiłem do egzaminów publicznych. Wyniki podano po wakacjach. Zdałem wszystko poza angielskim.

Ponieważ, brakowało mi trzech punktów do zdania angielskiego, nie mogłem ubiegać się o przyjęcie do żadnego college’u. Według ówczesnych przepisów musiałbym zdawać ponownie ze wszystkich przedmiotów, by być przyjętym. Bez zwolnienia z opłat nie miałem szans na ponowną naukę w szkole. W ten sposób zakończyła się moja formalna nauka.

W szkole jogowskiej także były roczne egzaminy i nadawano dyplomy tym, którzy zdali egzamin z podstawowego, średniego lub zaawansowanego kursu jogi. W październiku 1935 roku przystąpiłem do tych egzaminów i zdałem je jako pierwszy uzyskując 98 punktów ze stu możliwych na każdym poziomie i otrzymałem dyplomy.

Mimo że wykonywałem asany, nie byłem zadowolony z mojej praktyki, Nie miałem siły, by wytrwać w pozycjach. Dziś po latach długiej i uporczywej praktyki mogę wytrwać w jakiejkolwiek pozie i to wygodnie przez o wiele dłuższy okres. Moja ciężka praca w opanowywaniu asan pomaga mi teraz w nauczaniu maksymalnego wyciągnięcia we wszystkich pozach.

W grudniu 1935 roku w Majsurze odbywała się Światowa Konferencja Młodzieży Chrześcijańskiej. Maharadża Majsuru wydał dla wszystkich delegatów przyjęcie u siebie, w trakcie którego odbył się również pokaz asan. Brałem również w nim udział i maharadża dał mi 50 rupii nagrody. Te pieniądze wpłaciłem na konto oszczędnościowe. W tym czasie, gdy prowadziłem zajęcia w szkole jogowskiej, przyjechał do Majsuru jako gość pałacu sanjasin śri swami Jogananda, który przyjechał z Ameryki. Odwiedził naszą szkołę jogowską i zapoznał się z naszą pracą. Bardzo mu się wszystko podobało i chwalił bardzo Gurudżiego za jego pracę. Zauważył mnie i spytał się czy nie pojechałbym z nim do Ameryki. Ponieważ byłem bardzo młody, Gurudżi nie zgodził się i powiedział, że być może pojadę następnym razem.

WYPRAWY W NIEZNANE

W 1936 roku maharadża Majsuru polecił Gurudżiemu, by udał się na objazd Północnej Karnataki. Było lato i Gurudźi poprosił, abym ja również pojechał razem z innymi jego uczniami. Jednym z nich był śri C.M. Bhat, obecnie nauczyciel jogi w Bombaju. Daliśmy dwa pokazy w Czitradurdze, skąd udaliśmy się do Harihar i tam również daliśmy pokaz. Następnie udaliśmy się do Dharwaru i pozostaliśmy tam przez trzy tygodnie, dając wiele pokazów publicznych i prywatnych, zarówno w Dharwarze jak i w Hubli. Personel collegu Karnataka zainteresował się bardzo jogą. Wielu profesorów i lekarzy wraz z rodzinami zaczęło się uczyć asan.

Kobiety i dziewczęta zażyczyły sobie osobnych zajęć. Jako najmłodszy z grupy ja zostałem przydzielony jako nauczyciel. To był początek mojego samodzielnego nauczania jogi.

W lipcu Gurudżi i inni musieli wracać do domu. Zanim udał się w podróż powrotną ułożył program dwóch pokazów w Belgaum, jeden odbył się w szkole średniej Sardar, a drugi w collegu Lingaradża. W tym ostatnim pokazie był tłum ludzi, między innymi dr V.B. Gokhale, naczelny lekarz miasta. On także bardzo zainteresował się jogą. Gdy przeszedł na emeryturę, zwrócił się listownie do szkoły w Majsurze, aby Gurudżi przysłał nauczyciela jogi do Puny.

Dr Gokhale widział wszystkie asany, które demonstrowaliśmy. Zmierzył również puls i uderzenia serca Gurudżiego i był ogromnie zdumiony, gdy Gurudżi potrafił je zatrzymać. Już przedtem były takie przypadki, gdy Gurudżi zatrzymał swój puls i pracę serca. W 1935 roku naszą szkołę jogowską odwiedziło dwóch wybitnych lekarzy kardiologów z Francji dr Marcault i dr Brooce. Byli wielkimi wielbicielami jogi. Najpierw obserwowali wykonanie asan. Ja także pokazałem im niektóre pozycje. Gurudzi zademonstrował im różne warianty pranajamy i wpływ ćwiczeń oddechowych na pracę serca. Przez 20 dni badali wpływ pranajamy na system nerwowy za pomocą kardiogramu. Ostatniego dnia lękarze rejestrowali bicie serca j puls Gurudżiego, nagle urządzenie przestało pracować, zgasło również światło. Ponieważ urządzenie nie rejestrowało przez jakiś czas żadnych impulsów, lekarze orzekli, że Gurudżi nie żyje. Wkrótce po tym urządzenie zaczęło ponownie rejestrować i zdumieni lekarze oznajmili, że Gurudżi był żywy. Lekarze przyzna li, że Gurudżi zademonstrował wstrzymanie elektrycznych uderzeń rejestrujących pracę serca, co uważano za niemożliwe do zrobienia. Tak ogromną kontrolę miał Gurudżi nad wewnętrznymi organami swego ciała.

ZIARNO MOJEGO NAUCZANIA ZOSTAŁO ZASIANE – WOLA BOSKA

Gdy nasze pokazy dobiegły końca, mieliśmy zamiar wracać, Profesorowie collegu Karnataka w Dharwarze chcieli, aby jeden z nas pozostał, aby nauczać jogi. Gurudzi chciał zostawić chłopca Pandarungę Bhatta, lecz profesorowie nalegali, abym to ja został. Początkowo Gurudżi nie godził się na to ponieważ miałem dopiero 17 lat. W końcu zgodził się na moje pozostanie w Dharwarze. Przez półtora miesiąca ciężko pracowałem, ku zadowoleniu wszystkich, i trenowałem sporą liczbę osób – Gdy mój pobyt skończył się, w nagrodę dostałem ubrania, srebrne kubki i opłacili mój powrót do Majsuni. Dali mi także szal dla Gurudżiego.

JAK PUNA STAŁA SIĘ MOIM DOMEM

W lutym 1937 roku udałem się w objazd w okręgu Majsurskim z pokazami i wykładami jogowskimi. W czasie tego objazdu zyskałem doświadczenie, lecz nie zachętę.Wprost przeciwnie, musiałem pokrywać wydatki z własnej kieszeni. W końcu wróciłem do Majsuru,

W tym czasie pewien śri Narasingarao z Koratagere przybył do Majsuru i poprosił Gurudżiego, abym wraz z nim udał się do Koratagere i tak się stało. Zacząłem go leczyć. Po paru dniach dałem pokaz. Sri Narasingarao nic mi nie zapłacił. Gurudzi napisał, abym wracał do Majsuru. Po powrocie Gurudzi powiedział mi, że mam jechać do Puny i uczyć tam przez okres sześciu miesięcy, poczynając od września. Moje wynagrodzenie miało wynosić 60 rupii. Ponieważ byłem jedyną osobą w szkole jogowskiej, która trochę znała angielski, to ja właśnie miałem szansę pojechać do Puny.

W tym czasie maharadża poprosił Gurudziego, by udał się w objazd po Bezwadzie i okolicach. Stan mojego konta oszczędnośćiowego wynosił 30 rupii, z czego 28 rupii musiałem wydać na moją podróż do Puny. Gurudżi poprosi! jednego z moich kolegów, aby towarzyszył mu w podróży, ale on musiał sam płacić za bilety koleją – Kolega poprosił mnie o pożyczenie mu 15 rupii i zrobiłem to. W dniu 2 lipca 1937 roku z 13 rupiami w ręku wyruszyłem w podróż do Hubli leżącej w połowic drogi do Puny. W Punie miałem być przed końcem sierpnia. Nie miałem tylu pieniędzy, by przetrwać dwa miesiące i przerwałem moją podróż. mając nadzieję, że w Hubli zarobię trochę pieniędzy. Poprzedniego roku pracowałem w Dhawarze odległym od Hubli o 15 mil. Tym razem postanowiłem poszukać szczęścia w Hubli, Kiedyś uczyłem pewnego śri Ramaswamiego, pracownika Mlynu w Bharat w Hubli, podczas jego pobytu w Majsurze. Napisałem do niego, że chciałbym pobyć w Hubli przez miesiąc. Był bardzo uprzejmy i znalazł mi miejsce w domu swego przyjaciel a, gdzie spałem i jadłem. Zacząłem od uczenia pięciu czy sześciu osób w tym i mojego gospodarza. Zostało ustalone, że oni wszyscy opłacą moje wydatki w Hubli oraz bilet kolejowy do Puny. Planowałem również pojechać do Dharwaru, aby i tam spróbować szczęścia.

Mój plan dnia był wypełniony. Codziennie o 6 rano wychodziłem z domu i maszerowałem 3 mile do stacji, skąd jechałem do Dharwaru. Bilet kolejowy na trasie Hubli-Dharwar kosztował 2 anny. Zajęcia w Dharwarze były rozczarowaniem. Poprzedniego roku uczyłem około 30 osób, a teraz miałem tylko jednego mężczyznę, którego uczyłem w zamian za poranny posiłek. Po lekcji, o 10.30 jadłem i udawałem się w drogę powrotną do Hubli, tym razem pieszo, łącznie przemierzałem na nogach 18 mil dziennie. W tym okresie dałem dwa wyklady-pokazy, jeden w Hubli, drugi w Dharwarze. W Punie miałem być najpóźniej 30 sierpnia, więc kupiono dla mnie bilet do Puny, dostałem 5 rupii na drobne wydatki i 29-go wyjechałem z Hubli. Śri Ramaswami i inni moi uczniowie odprowadzili mnie do pociągu. Rankiem 30 sierpnia 1937 roku dotarłem do Puny, miałem przy sobie 4,5 rupii jako cały mój majątek.

Wtedy oczywiście nie miałem pojęcia, że Puna stanie się moim domem na caie życie. Nie znałem miejscowego Języka marathi. Wynająłem kulisa za 4 anny, żeby zaprowadził mnie do dzielnicy Deccan Gymkhana. Rozpytywałem się o tani hotelik, gdzie mógłbym się zatrzymać. Znalazłem jeden, nazywał się Cafe Unique, gdzie dzienna stawka wraz z wyżywieniem wynosiła l rupię i 12 ann. Zapłaciłem za dwa dni z góry. Zostało mi 12 ann Następnego dnia spotkałem się z doktorem V.B. Gokhale, który zaprowadzi! mnie do Gymkhana Club, gdzie miałem pracować i poznał mnie z moimi przyszłymi uczniami. Poprosiłem doktora Gokhale, aby zapewnił wlaściciela hoteliku, że miałem pracę i rachunek uiszczę w końcu miesiąca. Opłata miała wynosić 40 rupii miesięcznie. Przychylił się do mojej prośby i mogłem pozostać w hotelu. Nie mogłem dostać żadnej zaliczki i na cały miesiąc miałem tylko 13 ann. Wszystko, co miałem to dwie pary koszul i dhoti oraz pościel. Jedno dhoti używałem jako ręcznika. Nie miałem mydła, nie miałem pieniędzy naw et na golenie. Za jednego paisa kupiłem ostrze do golenia i ogoliłem się nim bez mydła dwa razy w ciągu tego miesiąca.

Gdy zajęcia rozpoczęły się, miałem zaledwie paru uczniów. Zostało uzgodnione, że każda z wymienionych szkół za 10 rupii miesięcznie miała prawo przysłać na codzienne zajęcia lO swoich uczniów: Fergusson College, Wadia College, S.P. College, Nutan Marathi Vidjalaja, Deccan Gymkhana, Maharashtra Mandal i Szkoła Towarzystwa Edukacyjnego Stanu Maharasztra. Dawało to 3 naja paisy za każdą lekcję od ucznia. Na początku przychodziły tylko 3 osoby z Fergusson College, 2 z Wadia College, 5 z Nutan Marathi Vjdjalaja, 6 z Maharasztra Mandal i jedna z S.P. College. Nie było nikogo z STESM i z Deccan Gymkhana C!ub. Osoby z zewnątrz miały płacić jedną rupię miesięcznie. W sumie miałem lO uczniów. Prowadziłem te zajęcia przez 6 miesięcy. Uczniowie chcieli nadal uczęszczać, lecz 3 szkoły wycofały opłaty za zajęcia. Pare osób, które przychodziły na zajęcia z zewnątrz wzięły na siebie obowiązek. pokrycia tych opłat i zajęcia odbywały się przez następne 6 miesięcy.

Nie było mnie stać na mieszkanie w hotelu i w drugim miesiącu przeprowadziłem się do tańszego miejsca.

W czasie świąt Ganpati dr Gokhale zorganizował dla mnie wyklady-pokazy razem z instruktorami gimnastyki z Deccan Gymkhana Club. Nie byli oni chętni do współpracy ze mną i dopiero pod koniec każdej imprezy miałem szansę pokazania swej sztuki przez około 10 minut. Mimo tego krótkiego czasu jaki miałem do dyspozycji, publiczność doceniła moje pokazy

PROROCZE SNY

Pewnej nocy pod koniec 1937 roku miałem dziwny sen. Chciałem wbić gwóźdź w ścianę. Gdy uderzałem młotkiem w gwóźdź, spadły dwie głowy z karku tysiacgłowej kobry. Przestraszyłem się i odwróciłem się ku ścianie, na której zawiesiłem wizerunek Narajany. Zobaczyłem ogromnego orła – Garudę Narajany -wpatrującego się we mnie. Wpadłem w panikę i zacząłem się modlić do Pana, żeby mnie chronił, jako że po jednej stronie miałem kobrę, a po drugiej orła. I oto nagle zobaczyłem niezwykle jasne światło, 10 razy jaśniejsze niż słońce. W świetle tym zobaczyłem Pana pod postacią Adiśesza (Boski Wąż, na którego głowie oparta jest kula ziemska), Narajanę, Śri Dewi i Bhu Dewi. Upadłem im do stóp i wykonałem Satsanga Namaskar. Pan poprosił mnie, abym dokładnie przyjrzał się mojemu widzeniu. Gdy spojrzałem na Adisesza, zobaczyłem, że brakuje mu dwóch głów. Obudziłem się wielce poruszony moim snem. Nie wiedziałem, co ten sen miał znaczyć. Pomyślałem, że być może, musze się jeszcze urodzić więcej razy, zanim odnajdę Bo ga.

Pewnej nocy w 1938 roku śniło mi się, ze wraz z Gurudżim odwiedziłem Trivandrum, aby spotkać się ze swamim Ananta. Padmanabhą. Obaj poszliśmy do świątyni, gdzie po środku na ziemi znajdował się olbrzymi posąg Pana. Świątynia miała troje drzwi: jedne na wprost głowy, drugie – blisko tułowia, trzecie – blisko stóp. Podszedłem do drzwi blisko głowy, a następnie ku drzwiom środkowym. Przy trzecich drzwiach spojrzałem się na posąg po raz ostatni, ponieważ musiałem opuścić to miejsce.

W czasie gdy się modliłem, z twarzy posągu wydobył się ogień i zbliżał się ku mnie. Modliłem się o wybaczenie wszystkich moich grzechów. Im goręcej się modliłem, tym bardziej płomienie zbliżały się ku mnie. Czułem, że będę musiał opuścić moje ciało. Zwróciłem się do Gurudżiego, bv mi wybaczył i pobłogosławił. Gdy tylko zrobiłem to, płomienie powoli zmniejszały się i zniknęły. Ten sen wzmocnił moją wiarę w Gurudziego.

W sierpniu 1938 roku dr Gokhale ponownie zaaranżował dla mnie wykłady-pokazy przeznaczone dla szkół i collegów. Wszystkim się one podobały, a dzięki postępom, jakie zrobili moi uczniowie, instytucje z których pochodzili, wniosły opłaty na następny rok. Gurudżi przyjechał do Puny, żeby zobaczyć jak daję sobie radę z zajęciami. Ponieważ, moi uczniowie zrobili znaczne postępy, został zorganizowany egzamin, po którym otrzymali dyplomy wydane przez szkołę w Majsurze. Korzystając z obecności w Punie Gurudżiego, zorganizowałem wykłady i pokazy, którym przewodniczyli śri G.V. Mavlankar, przewodniczący Zgromadzenia Ustawodawczego w Bombaju oraz śrimati Sarodzini Naidu, która później została gubernatorem stanu Uttar Pradesz. Te pokazy wzbudziły ogromny entuzjazm w moich uczniach. Władze collegu S.P. ponownie wyraziły chęć zapisania swoich studentów na zajęcia i wniesienia opłat pod warunkiem, że zajęcia będą odbywać się na terenie collegu. W tych zajęciach wzięło udział 60-70 studentów. Także władze szkoły Towarzystwa Edukacyjnego dla dziewcząt wyraziły ochotę na ponowne prowadzenie zajęć. Nowa klasa dla kobiet i dziewcząt została również otwarta w Deccan Gymkhana Club.

Moi uczniowie wpadli na pomysł zorganizowania imprezy jogowskiej i paru studentów zwróciło się do przewodniczącego rady miejskiej śri P.K. Atre’go, aby był Jej gospodarzem. Poruszony ich młodzieńczym entuzjazmem zgodził się. Docenił nasze zaangażowanie i wysiłek i zasugerował władzom szkoły Gandhi Training School, która podlegała radzie miejskiej, aby również Ich uczniowie uczyli się jogi. Wiele pojedynczych osób prosiło mnie, abym uczył ich w ich domach.

Byłem wtedy jeszcze bardzo młody i to zainteresowanie wykazywane przez wielu ludzi, pobudzało mnie do działania i ogromnego wysiłku. Jednak wysiłek fizyczny bvl nie do zniesienia. Zasugerowałem doktorowi Gokhale, żeby osoby, które chciały mieć prywatne lekcje u siebie w domu, przychodziły do Gymkhana Club, ale on nie zgodził się na to. Dla władz klubu stało się to prawie propozycją handlową. Traktowano mnie jak domowego służącego, i nikt nie troszczył się o mnie, ani o moje zdrowie.

Pewnego razu przyszli oglądać moje zajęcia władcy stanu Deccan w tym śn Bhavan-rao Pant, król Saheb z Aundhy, twórca Surya namaskar. Moi uczniowie i ja daliśmy dobry pokaz. W uznaniu władcy podarowali mi portfel. Prezenty zostały zabrane i powiedziano mi, że póki pracuję dla Deccan Gymkhana, nie wolno mi przyjmować żadnych prezentów. To, co szczodre ręce dały, to chciwe zabrały. Wszyscy, którzy oglądali moje zajęcia, wyrażali słowa uznania.

Liczba moich uczniów wzrosła do 200. Moje zajęcia dostały gwarancję odbywania się przez następny rok. Pozostały personel zajęć fizycznych w Deccan Gymkhana Club zazdrościł mojego sukcesu Pewnej nocv włamali się do pawilonu, w którym przechowywane były pomoce do ćwiczeń – maty, chodniczki, liny – i spalili je. Sprawców nie wykryto. Moje zajęcia nie zostały jednak przerwane, ponieważ dzięki mojej ciężkiej pracy miałem odłożoną pewną sumę i zostały zakupione nowe maty i chodniczki i zajęcia odbywały się jak zwykle.

Deccan Gymkhana Club był pierwszym, który wprowadził zajęcia liryczne z tradycji indyjskiej i dzięki temu dostał wysoki grant od rządu w Bombaju. Przypominam sobie, że w [944 lub 45 roku przewodniczący Zarządu Edukacji Fizycznej Okręgu Bombajskiego swami Kuvallajanadidżi odwiedził Deecan Gymkhana, Poproszono mnie, abym dał pokaz – wykład, mimo że w tamtym okresie nie byłem związany z tą szkołą. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że dzięki temu mojemu pokazowi i wykładowi Deccan Gymkhana dostał grant od rządu również na tamten rok.

Niektórzy moi uczniowie i Ja sam wzięliśmy udział w Ogólnomaharasztrańskiej Konferencji Wychowania Fizycznego odbywającej się w Bombaju, Satarze i Miradzu i wszędzie daliśmy pokazy. Dr Gokhale zabrał nas również do Hubli na Bombajską Konfercncję Medyczną i tam też wystepowaliśmy Następnie udaliśmy się do Jog Falls i Bangalore. Dr Gokhale ponosił koszty tych wyjazdów.

Pamiętam, że w 1938 roku moi uczniowie wzięli mnie do świątyni w pobliżu Siwadżi Nagar na spotkanie z Phadke Maharadżą. Spojrzał na mnie i powiedział, że mimo mojej paroletniej praktyki jogi przez. jakiś czas, brak mi praktyki duchowej. Dodał też, że gdybym przeszedł odpowiedni trening, tu to zwróciłbym się ku duchowości. Później Phadke poszedł ze mną do mojego pokoju, gdzie pokazałem mu zdjęcie Gurudżiego, na które patrzył się przez dłuższy czas. Wtedy nie znałem jeszcze dobrze marathi. Phadke Maharadż poprosił o ołówek i papier i pisał coś o Gurudżim. Powiedział, że Gurudżi był wielkim człowiekiem i nigdy nie powinienem zapomnieć go lub zaniedbać Gdyby tak się stało, byłbym przeklęty. Powiedział jeszcze, że mogę wszystko sam dostać od Gurudżiego, ponieważ bardzo mnie lubi.

W 1939 roku Gurudżi poprosił mnie, żebym wziął udział w Konferencji Ajurwedyczncj w Gudiwadzie w stanie Andhra Pradesz. Spotkaliśmy tam śri V. V. Giri’ego, późniejszego czwartego prezydenta Indii, oraz doktora Lakszmipatiego, ówczesnego Ministra Zdrowia z Madrasu. Pokaz zrobił na nich duże wrażenie. Po odwiedzinach w Bangalore powróciłem do Puny.

W lutym 1940 roku studenci w Punie ponownie urządzili spotkanie jogowskie, któremu przewodniczył śri S.M. Dżośi (przywódca socjalistów), i w trakcie którego rozdano dyplomy.

We wrześniu 1939 roku dr Gokhale uzyskał pozwolenie od maharadży Majsuru na nakręcenie filmu o asanach jogowskich w moim wykonaniu długości około 60min. Z pomocą pewnego śri Sardara Punde’ego dr Gokhale zaczął kręcić moje asany w pobliżu Instytutu Bhandarkara w Punie. Podczas obecności w Punie Gurudżiego w lipcu 1940 roku zaaranżowałem pokaz przed Jego Ekscelencją Sir Rogerem Lumley’em, ówczesnym gubernatorem Bombaju. Gubernator zaprosił wielu gości. którym pokaz bardzo się podobał. Korzystając z obecności Gurudżiego chciałem aby pojawił się on również w filmie kręconym przez doktora Gokhale, który miał także sfilmować niektórych moich uczniów. Film miał być czarno-biały. Niestety doszło między nami do nieporozumień i film nie został ukończony.

Wtedy Gurudżi poprosił, abym towarzyszył mu w jego parodniowej podróży do Bombaju. W Bombaju wziąłem udział w pokazie w Convocation Hali Uniwersytetu Rombajskiego, któremu przewodniczył sir Rustom Masani, ówczesny zastępca rektora. Był jeszcze jeden pokaz w Kawasdżi Dżihangir Hall, któremu przewodniczyła śrimati Sarodżini Naidu. Wtedy właśnie zmarł maharadża Mąjsuru i Gurudżi odwołał resztę pokazów i wrócił do Mąjsuru.

CIEMNOŚĆ PRZED ŚWITEM

Moja praca w Deccan Gymkhana Club miała zakończyć się z końcem sierpnia 1940 roku. W kwietniu tego roku wziąłem z klubu pożyczkę 100 rupii na ślub mojej młodszej siostry Dżajaminy. Przed lipcem zwróciłem połowę długu. W związku z końcem mojego zatrudnienia obliczono moją należność, odliczając dług wraz z procentami za pożyczkę i pod koniec sierpnia 1940 roku dostałem 4 rupie, a rachunek za mieszkanie był nadal nie zapłacony.

Na tym etapie mojego życia nie wiedziałem, skąd wezmę pieniądze na następny posiłek Nie miałem także dachu nad głową, musiałem opuścić pokój, który zajmowałem Jedynym powodem, dla którego pozostałem w Punie, był fakt że lepiej było szukać zajęcia w miejscu w którym miałem już jakieś kontakty, niż zaczynać wszystko od początku w jakimś nowym miejscu.

We wrześniu tego roku odbywała się w Punie Wystawa Przemysłowa w Sambhadżi Park. Miałem tam pokaz, który prezentował śri L.B. Bhopatkar, przewodniczący Wszechindyjskiego Stowarzyszenia Hinduistyczncgo. Na tym pokazie był pewien śri L.M. Moti, pochodzący z Gudżaratu, oficjalny wydawca kart informacyjnych o koniach biorących udział w wyścigach końskich w Punie i Bombaju. Mój pokaz spodobał mu się i zaproponował, abym uczył jego dzieci za 40 rupii miesięcznie. Był to początek drugiego etapu mojego życia w Punie.

Zanim zakończę opisywać pierwszą fazę mojego życia w Punie, muszę gorąco podziękować doktorowi Gokhale za jego wysiłek i osobiste zaangażowanie w organizację moich zajęć, nawet wbrew opozycji, jaką mieliśmy. Gdyby nie jego działanie moja kariera w Punie jako nauczyciela jogi dawno skończyłaby się. Dzięki pomocy doktora Gokhale moimi uczniami było ponad 600 osób, z których wiele praktykuje jogę do dziś.

Gdy tylko śn Moti wezwał mnie, zacząlem uczyć jego rodzinę. Znalazłem dużą salę na Głównej ulicy w centralnej dzielnicy miasta, tradycyjnie zwanej Kwaterą Wojskową, czynsz wynosił 10 rupii miesięcznie. Niektórzy uczniowie nie chcieli przychodzić tam na zajęcia ponieważ wierzyli, że w tym miejscu straszyło. Ci, którzy pochodzili z tej dzielnicy, uczestniczyli w zajęciach przez miesiąc lub dwa i przestawali. Moi starzy uczniowie nie przychodzili ze względu na dużą odległość Śri Moti dostarczył maty i chodniczki potrzebne do zajęć. Był także tyle uprzejmy, że codziennie przysyłał mi butelkę mleka. Jednak mój pech nie chciał mnie opuścić. We wrześniu 1941 roku musiałem zaprzestać zajęć, ponieważ nie stać mnie było na opłacanie czynszu wynajętej sali. To był prawdopodobnie najtrudniejszy okres mojego życia, ktorv trwał przez następne 3-4 lata

Wtedy gdy zakończyłem prowadzenie zajęć na ulicy Głównej moimi jedynymi uczniami była rodzina Motich oraz pewien śri Dinshaw wlaściciel restauracji. Był on prawie zupełnie sparaliżowany, gdy spotkaliśmy się we wrześniu 1940 roku. Cierpiał także na nudności po posiłkach, dlatego żuł liście betelu i palił. Po jakimś czasie praktyki stopniowo wyzbył się tych złych nawyków. Stał się wegetarianinem i przestał pić alkohol. Zaczął prowadzić regularny tryb życia, a jego ciało i umysł oczyścił się.

POSZUKIWANIE „PRAWDY”

W marcu lub kwietniu 1941 roku na skutek wypadku podczas jazdy rowerem moje jądra dostały się pod siodełko roweru i zostały zgniecione, powodując ogromny ból i opuchnięcie. Z powodu obrażeń poniesionych w tym wypadku cierpiałem przez trzy lata. Lekarz, jeden z moich uczniów, stwierdził, że to była przepuklina i że potrzebowałem odpoczynku. Bardzo ostrożnie zacząłem wykonywać niektóre asany, aby pozbyć się bólu i opuchlizny. Powoli ból ustępował i znikała opuchlizna, w końcu dolegliwości ustały zupełnie.We wrześniu 1941 roku przeczytałem w prasie o Udajszankarze; tancerzu światowej sławy. Miał przyjechać do Bombaju i osoby zainteresowane nauką miały skontaktować się z nim pod podanym adresem Spotkałem go osobiście i rozmawialiśmy. Opowiedziałem o moich zainteresowaniach tańcem i złożyłem mu propozycję, że będę uczył go i jego zespół jogi, a w zamian on będzie uczył mnie tańca i zapewni utrzymanie, ponieważ sam nie mogłem temu sprostać. Nie przystał na moją propozycję i moje zainteresowanie tańcem n ie spełniło się. Prowadziłem korespondencję z różnymi czasopismami, np. Health Magazine, The Illustrated Weekly of India, Life wydawanymi w Stanach Zjednoczonych i w Delhi.

Korespondowałem również z Information Films of India prosząc, by przedstawili jogę we właściwym świetle. Od wszystkich otrzymałem odpowiedzi, w których poinformowali, że nie byli zainteresowani tematem.

CIAŁO JEST ŚWIĄTYNIĄ A ASANY – MODLITWAMI

Mój codzienny tryb zajęć nie zmienił się. Wstawałem o czwartej rano, praktykowałem pranajamę przez pół godziny, odpoczywałem i szedłem do pracy. Jeżeli pracy było mniej, najpierw robiłem asany, a potem – pranajamę.

Byłem kompletnie wyczerpany. Wysiłek fizyczny związany z moim doskonaleniem asan wyczerpał mnie, byłem w depresji z powodu niepowodzeń życiowych. Zawsze towarzyszyły mi trudności z zarobieniem na życie. W tamtych czasach żywność była stosunkowo tania i za dwa anny (12 paisów) można było dostać talerz ryżu, ale nawet to było poza moimi możliwościami. Czasami zdarzało się tak, że przez 2-3 dni mogłem kupić tylko porcję ryżu, poza tym żołądek wypełniałem herbatą lub wodą z kranu. Był to prawdziwy okres próby w moim życiu, pełen łez, porażek i niepowodzeń. Zaczęły zawodzić moje serce, nerwy i zmysły. Jednak wewnętrzny głos mówił mi, żebym był wytrwały i kontynuował praktykę. Czasem płakałem, czując, że nawet Bóg o mnie zapomniał. Z teraźniejszej perspektywy wydaje mi się, ze był to najczarniejszy okres mojego życia, zanim nie nadeszła pomyślność i powodzenie. Jedyne, co mnie trzymało, to moja wola. Nadal praktykowałem. Powoli łaska boska zaczęła na mnie spływać i mój umysł odetchnął.

Uważałem, że ciało jest świątynią, a praktyka asan jest modlitwą. Moja praktyka jogi stawała się coraz bardziej intensywna. Postanowiłem, że będę kontynuował moją praktykę i więcej nie będę zabiegał o żadną reklamę i nikogo nie będę błagał o rekomendację lub żeby móc uczyć. Moje przekonanie, że powinienem kontynuować swoją praktykę jogowską i żyć wedle woli boskiej, było coraz silniejsze.

Poznałem aktora filmowego śri Prahlada z Majsuru, który grał dla wytwórni Prabhat Film Co. Poznałem dzięki niemu różnych ludzi z przemysłu filmowego. Był czarujący i straciłem w nim dobrego przyjaciela, gdy zmarł w 1943 roku.

Jedną z osób, którą poznałem dzięki Prahladowi był śri Bhal G. Pendharkar, producent i reżyser filmowy. Widział mnie wykonującego asany i poprosił mnie, żebym uczył go. Powiedział mi, żebym nie uczył nikogo innego poza rodziną śri Moti’ego i śn Dinshawa. Chciał, abym stał się bardziej znany i zaproponował mi, że będzie moim managerem. Niestety nasza współpraca była bardzo krótkotrwała. Jego wytwórnia filmowa w Punie poniosła straty finansowe i zamknął ją w październiku 1941 roku. Pojechał do Kolhapuru i tam się osiedlił.

POKAZ NA CELE DOBROCZYNNE

W sierpniu 1941 roku członkowie Gwardii Narodowej w Bombaju organizowali imprezę charytatywną, z której dochód przeznaczony był dla ofiar powodzi w Malabarze i Gudżaracie. Niektórzy z organizatorów byli przyjaciółmi Pendharkara. Jeden z nich dr Nair poprosił mnie, abym dał pokaz pozycji jogowskich. Pendharkar sfotografował parę asan w swoim studio i zdjęcia posłał do Bombaju. Fotografie nie zostały opublikowane, ale moje imię pojawiło się w prasie Do Bombaju pojechałem dwa dni przed pokazem. Organizatorzy chcieli bardzo okroić mój występ, ponieważ uważali, że nikt nie będzie nim zainteresowany. Poprosiłem ich, by dali mi szansę i dostałem 10 minut pod koniec całego programu. Impreza miała być zainaugurowana przez śrimati Sarodżini Naidu. Wśród wykonawców było wiele znanych gwiazd filmowych, m. in. Snehprabha Pradhan i Vasanti, a także sławny tancerz Gauri Szankar. Oni wszyscy zostali przedstawieni śrimati Sarudzini Naidu, lecz paru innych w tym i ja nie dostąpiło tego zaszczytu. Na szczęście, gdy szedłem na scenę, by przygotować mój pokaz, śrimati Naidu, która miała rozpocząć uroczystość i następnie udać się na inne spotkanie, zauważyła mnie. Pamiętała mnie z poprzednich pokazów i zasugerwała organizatorom, aby mój pokaz odbył się jako pierwszy, ponieważ wśród publiczności byli jej zagraniczni goście, którzy chcieli mnie zobaczyć. Organizatorzy przesunęli mój występ na początek, który został dobrze oceniony przez obecnych. Po pokazie śri Dhirubhai Desai, dowódca Gwardii Narodowej, późniejszy ambasador Indii w Szwajcarii, polecił organizatorom, aby mi podziękowali, ponieważ mój występ najbardziej mu się podobał. Później zaprzyjaźniłem się z śri Dhirubhai’em.

MAŁŻEŃSTWO I RODZINA

W 1943 roku pojechałem do Bangalore z okazji rocznicy śmierci mojego ojca. Gdy tylko tam dotarłem, dostałem list od Gurudżiego, w którym prosił, abym towarzyszył mu do Radżahmundry i wziął udział w Konferencji Ajurwedycznej. Konferencja miała odbyć się u ujścia rzeki Godavari do morza musiełiśmy tam płynąć łódką. Ody dotarliśmy na miejsce Gurudżi poprosił doktora Lakszmipati, aby nasz pokaz – wykład był pierwszy w kolejności. Gdy ja wykonywałem asany, Gurudżi komentował w języku telugu. Byłem ogromnie zmęczony podróżą, lecz nie poddawałem się i nasz występ był sukcesem. Dr Lakszmipati poprosił Gurudżiego, aby swoją mowę wygłosił w sanakrycie. Gurudżi mówił sanskrytem, jakby to był jego język ojczysty. Po raz pierwszy wtedy słyszałem go mówiącego sanskrytem.

Po konferencji pojechaliśmy do Madrasu, a następnie do Maluru, gdzie mój brat Vedantczar był pomocnikiem naczelnika stacji. W Malurze zabawiliśmy parę dni i wtedy Gurudżi powiedział mojemu bratu, że powinnienem ożenić się. To właśnie ten brat opiekował się mną. Z powodu ciężkich warunków w Punie i braku stabilizacji finansowej nie byłem chętny do ożenku. Moja rodzina uważała, że moja niechęć do małżeństwa wynikała z jakiejś wady mojego charakteru. Jednak Gurudżi uważał, że przyszedł czas, abym ustabilizował się i założył rodzinę. Mój brat prowadził korespondencję z rodziną i różnymi krewnymi w celu znalezienia dla mnie narzeczonej i poprosił ich, aby przywieźli dziewczęta do Bangalore na oficjalne rozmowy. Syn mojego wuja Siamaczar przywiózł 16-letnią dziewczynę Ramamani, córkę Anekala Ramaczandraczara i Śingarammy. Singaramma była siostrą zięcia Siamaczary. Ramammani była wysoka, miała ciemną karnację i dobrą prezencję. Przyjechali do Bangalore po południu i czekali od drugiej. Ja w tym czasie by łem w Malurze i nic nie wiedziałem o ich przyjeździe. Mój brat Vedantczar został przeniesiony z Maluru do Bangalore i właśnie przeprowadzał się. Spakowaliśmy jego rzeczy i jechaliśmy do Bangalore. Gdy dotarliśmy była dziesiąta wieczorem. Na stacji oczekiwał nas młodszy brat, który powiedział, że oczekuje mnie kandydatka na żonę. Pojąłem szybko niezręczność sytuacji i byłem tym zaniepokojony. Gdy dotarliśmy do domu, kazano mi obejrzeć dziewczynę i wyrazić opinię o niej. Powiedziałem, że nie mam nic przeciwko małżeństwu, lecz potrzebuję więcej czasu do zastanowienia się. Mojemu bratu nie podobało się to. Dziewczyna i krewni czekali od wielu godzin. Moi bracia, siostry, wujkowie i ciotki namawiali mnie, abym wyraził zgodę na małżeństwo. Moja matka, która była spokrewniona z rodziną matki dziewczyny, również popierała ten związek, ale nie mogła się wtrącać Ostatecznie zgodziłem się na to małżeństwo. Rodzina dziewczyny chciała, aby ślub odbył się jak najwcześniej, a ja z kolei chciałem odłożyć wesele do grudnia W wyniku nalegań rodziny mojej narzeczonej data ślubu została ustalona na dzień 9 lipca 1943 roku.

Miałem bardzo mało pieniędzy, niecałe 100 rupii. Ślub został zaaranżowany w pośpiechu. Ceremonia miała odbyć się w Tumkurze. Nie prosiłem o wiano. Rodzina dziewczyny dała mi 150 rupii na ubranie i bilet do Tukuru. Napisałem do moich przyjaciół w Punie, aby pomogli mi. Śri Moti i śri Dinshaw przysłali po 100 rupii. Napisałem też do moich uczniów, którzy byli mi winni za lekcje i w sumie udało mi się zebrać 500 rupii. Zamówiłem drukowane zaproszenia na ślub i posłałem je do przyjaciół w Punie. Wszyscy moi bracia i siostry przyjechali na moje wesele. Zapłaciłem za ich bilety kolejowe tam i z powrotem, które w sumie pochłonęły połowę wszystkich moich pieniędzy. Nie miałem nawet nowego dhoti na ślub, ale wszystko to traktowałem ze spokojem. W końcu ceremonia i wesele skończyły się i l l lipca 1943 roku wraz z Ramą pojechaliśmy do Bangalore. Przedłużyłem nieco mój pobyt w Bangalore, ponieważ moja rodzina chciała zaprosić na obiad wszystkich krewnych. Wybrano odpowiedni dzień i obiad odbył się. Wydatki z tym związane ponosiłem ja.

W końcu lipca 1943 roku wraz z żoną i siostrzenicą wyjechaliśmy z Bangalore. Moja żona wysiadła w Tumkurze i udała się do domu swoich rodziców. Chciała, abym pojechał z nią ale ja nie mogłem tego zrobić, ponieważ. musiałem wrócić do Puny. Moja siostrzenica wysiadła w Arsikere, a ja pojechałem dalej do Puny.

Gdy zacząłem uczyć śri Moti’ego, miał trzy córki, a on i jego żona bardzo chcieli mieć syna. Powiedziałem im, że z boską pomocą poczną syna, jeżeli oboje będą praktykować asany. Robili to i po około trzech latach urodzit się im syn. Ich pragnienie spełniło się i sri Moti nie chciał już przychodzić na zajęcia.

ANIOŁ STRÓŻ

Od samego początku,gdy tylko zacząłem uczyć jogi w wieku 17 lat, uczyłem wiele kobiet i dziewcząt. Gdy byłem ich nauczycielem w Dharwarzc, panie ignorowały zupełnie moją obecność i bez skrępowania opowiadały o swoich intymnych problemach. To umożliwiło mi poznanie psychologii kobiet, co później bardzo pomogło mi w nauczaniu Przy paru okazjach pojawiła się we mnie pokusa, która była naturalna w moim wieku. Dzięki łasce boskiej zachowałem czystość. Stopniowo moje myśli skierowały się ku filozofii, mimo że nie byłem zupełnie wolny od pokus. Gdy poślubiłem Ramani, kochałem ją bardzo. Była łagodna, spokojna i uosobieniem cierpliwości i wyrozumiałości. Stała się moją znakomitą doradczynią. Była moją podporą i pomocą w okresach trudności i w stresie. Nigdy nie wtrącała się do mojej praktyki i do nauczania i swoją wygodę poświęcała moim interesom. Parokrotnie nocą siadałem przy niej, gdy spała i patrzyłem w jej spokojną twarz. Dziękowałem Bogu za to, że dał mi wierną żonę, która była jednocześnie moim a niołem stróżem Nasz związek był blogłosławiony, byliśmy zjednoczeni fizycznie, umysłowo i duchowo. Bóg pobłogosławił nasze małżeństwo siedmiorgiem dzieci, z. których jedno straciliśmy.

W grudniu 1943 roku śri F.P, Pocza, znany wlaściciel sklepu z nasionami, poprosił mnie, abym dawał lekcje jemu i jego córce. Cierpiał na neuralgię nerwu kulszowego (rwę kulszową) i tylko dzięki jodze doznawał ulgi. Namówił wielu swoich przyjaciół, by również ćwiczyli jogę.

W 1944 roku chciałem zrobić album z asanami w moim wykonaniu. Jeden z moich przyjaciół sri S. Ram, pracujący w Zachodnim Królewskim Indyjskim Klubie Darniowym, miał aparat fotograficzny i jego poprosiłem, by zrobił zdjęcia. Zgodził się, lecz w tym czasie filmy były trudno dostępne i musiałem zapłacić ogromną sumę za kliszę. W ciągu dwóch dni Ram sfotografował mnie w około 150 pozycjach. Ten wysiłek nadszarpnął moje zdrowie i dostałem temperatury, Moja żona była wtedy w siódmym miesiącu ciąży z pierwszym dzieckiem. Dlatego poprosiłem Rama, aby mi pomagał Robił to, ale on sam zachorował i obowiązek zajmowania się nami oboma spadł na moją ciężarną żonę. Przyjaciel Rama zawiózł nas do szpitala Sasoon, a jeden z. moich braci przyjechał z Bangalore, aby nas wpomóc. Po paru dniach opuściłem szpital, ale Ram musiał zostać, ponieważ dostał ostrego ataku malarii. Po wyjściu ze szpitala wędrowałem po całej Punie, aby zawiadomić moich wszvstkich uczniów, że udaję się do Bangalore, aby odpocząć, ponieważ byłe m słabv. Ten wysiłek wvwołał nawrót choroby i gdy dotarłem do Bangalore, lekarze orzekli, że mam malarię. Leżałem w łóżku ze trzy tygodnie. Znów musiałem pożyczyć pieniądze od panów Poczy i Moti’ego.

Po dojściu do siebie moja żona i ja pojechaliśmy do Majsuru, aby prosić Gurudżiego o błogosławieństwo, ponieważ nie mógł przyjechać na nasz ślub. To był ostatni tydzień października, okres tradycyjnego corocznego spotkania w szkole jogowskiej. Uczniowie szkoły mieli jakieś nieporozumienia z Gurudżim i zdecydowali, że nie wezmą udziału w tym zebraniu, jeżeli nie stanie się tak, jak oni chcieli. Ja uważałem, że takie zebranie nie było stosowną okazją do wyjaśniania nieporozumień i spotkanie powinno odbyć się bez. przeszkód. Uczniowie ci jednak nie wzięli udziału i mimo że nie doszedłem jeszcze do pełni zdrowia sam dałem pokaz. Moje wystąpienie zostało docenione i uroczystość przebiegła gładko. Wróciliśmy do Bangalore. Stamtąd udałem się do Puny, pozostawiając po drodze moją żonę w Tumkurze na okres porodu i połogu.

„7 grudnia 1944 roku moja żona urodziła naszą pierwszą córkę Gitę. Do Puny przyjechały w kwietniu 1945 roku.

Sugestie śri Poczy dotyczące jogi, jakie poczynił swoim znajomym, bardzo pomogły mi w mojej dalszej karierze. Zostałem przedstawiony niektórym pacjentom doktora D. Mehty, który miał własną Klinikę Naturalncgo Leczenia i którego pacjentem był Mahatma Gandhi. Pacjenci kliniki, którzy wiele skorzystali dzięki lekcjom jogi u mnie i Poczy, próbowali przekonać doktora Meble, aby zatrudnił mnie w klinice. Dr Mehta przedstawił mi propozycję, lecz była ona nie do zaakceptowania, ponieważ nie żvczył sobie, abym pracował gdzieś indziej, poza kliniką. Poza tym on sam chciał decydować, które asany mają wykonywać pacjenci z tvch, które ja zaproponowalem. Nie mogłem przystać na taki układ.

Gdy śri Pocza pojechał do Stanów Zjednoczonych w lipcu 1946 roku, aby wziąć udział w Międzynarodowej Konferencji Rotariańskiej jako przewodniczący Klubu Rotarian, nie wymówił mi nauczania. Poprosił, abvm w zamian uczył doktora (panią) Vasundhare Gharpure, żonę doktora K.C. Gharpure’go, znanego w Punie chirurga. Po miesiącu nauki pani Gharpure przyłączył się jej mąż. Dr Dharpure widział mnie, i podziwiał w czasie jednego z moich pokazów w Szkole Medycznej w Punie organizowanych przez doktora Gokhale. Uważał jednak, że było to zbyt ciężkie dla przeciętnej osoby. Gdy w końcu dr Gharpure zdecydował się na pobieranie lekcji u mnie, byłem bardzo z tego zadowolony.

Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych śri Pocza zorganizował mój pokaz w Klubie Rotariańskim w Punie. Dr Gharpure, który był ówczesnym prezydentem Klubu, wyjaśnił zebranym, że asany nie nadwyrężają serca i że ten system ćwiczeń może być praktykowany przez wszystkich, nawet tych o słabszej konstytucji. Dr Gharpure kierował także swoich pacjentów do mnie w celu terapii asanami.

Prawdopodobnie byłem pierwszy, który przybliżył sztukę jogi szerokim rzeszom ludzi, a także uczył jogi kobiety.

BOSKIE OBJAWIENIE

Pewnej nocy w październiku 1946 roku oboje, moja żona i ja, mieliśmy dziwne sny. W moim śnie pojawił się bóg Venkateśwara z Tirupati, który błogosławił mnie jedną ręką. W drugiej ręce bóg miał ziarnko ryżu i powiedział, że tego dnia skończyły się moje kłopoty i że cały mój czas powinienem poświęcić na nauczanie i praktykowanie jogi. We śnie mojej żony pojawiła się piękna bogini ubrana w żółte sari. Miała długie włosy i szeroki znak kumkum na czole. Dała mojej żonie monetę i powiedziała, że ona i jej mąż byli nam dłużni i chciała teraz spłacić ten dług. Rano nawzajem opowiedzieliśmy sobie nasze sny. Byłem przekonany, że pani. która pojawiła się we śnie mojej żony to była Lakszmi. bogini dobrobytu. Od tego dnia począwszy, już nigdy więcej nie brakowało nam pieniędzy. Te sny oznaczały punkt zwrotny w naszym życiu.

EKSPERYMENTY I SUKCESY

Poznawałem wielu ludzi i zacząłem leczyć za pomocą asan osoby cierpiące na różne dolegliwości. Prawdopodobnie byłem pionierem w Indiach, który wprowadził nauczanie jogi w grupach studenckich, męskich, żeńskich, a także mieszanych.

W marcu 1947 roku dr Gharpure przedstawił mnie śrimati Fatimie Ismail, obecnie członkini Parlamentu. Jej córka Usza była ofiarą Heine-Mediny, woziła ją po całych Indiach szukając dla niej pomocy. Była z nią także u doktora Kini’ego – sławnego ortopedy w Madrasie, który po zbadaniu córki powiedział, że może nastąpić poprawa w nodze, ale nie w kręgosłupie. Śrimati Ismail próbowala wszystkiego, aby tylko nastąpiła poprawa w stanie dziewczynki, która poddawana była wielu masażom i innym zabiegom fizjoterapeutycznym. Leczenie doktora Kini’ego zaowocowało ogólną poprawą stanu zdrowia Uszy. Nie było jednak żadnej zmiany w kręgosłupie. Idąc za radą doktora Gnarpure .śrimati Ismail zdecydowała, żebym ja zajął się jej córką. Byłem zadowolony, że mogłem zająć się dziewczynką i po miesiącu jej kręgosłup wykazywał poprawę. To zaowocowało zaufaniem matki do mojej metody. Zawiozła Usze do doktora Kini’ego na badania kontrolne i doktor poradził jej. aby kontynuować terapię jogą. Śrimati Ismail wielokrotnie poddaw ała próbom moją uczciwość. Gdy przychodziłem na zajęcia do Uszy, służba mówiła, że pani nie ma w domu, mimo że była obecna. Jednak obecność czy nieobecność matki nie miały dla mnie żadnego znaczenia, jeżeli chodziło o zajmowanie się jej córką. Gdy przekonała się o poprawie w zdrowiu dziecka była ogromnie zadowolona i nadal zajmowałem się Uszą.

W tym czasie śrimati Ismail znalazła w Bombaju ośrodek rehabilitacyjny dla kalekich dzieci. Zaoferowała mi pracę w tym ośrodku. Na jej uprzejmą prośbę pojechałem do tego ośrodka i pracowałem tam przez tydzień. Dzieci z radością współpracowały ze mną. Ich rodzice również zainteresowali się moim sposobem leczenia, lecz ta praca przekraczała możliwości jednej osoby. Srimati Ismail nie chciała przydzielić mi nikogo do pomocy, ponieważ nie miała zaufania do nikogo innego. Nie mogłem kontynuować pracy w ośrodku rehabilitacyjnym. W jakiś czas potem, w 1952 roku śrimati Ismail ponownie złożyła mi propozycję, ale ja nie mogłem jej zaakceptować, ponieważ niemożliwe było zajmowanie się kalekimi dziećmi w pojedynkę. Każde takie dziecko wymaga indywidualnego podejścia i taka praca wymaga całkowitego zaangażowania.

W tym czasie gdy śrimati Ismail po raz. pierwszy złożyła mi ofertę, z Kalkuty do Puny przyjechał, aby się ze mną spotkać, śri Bankimczandra Mukherdżi, działacz polityczny z. Bengalu, ówrzesny przewodniczący Stowarzyszenia Indyjskich Narodowych Związków Zawodowych. W Instytucie Medycyny Tropikalnej poradzono mu, aby zaczął ćwiczyć jogę pod moim kierunkiem. Od dzieciństwa cierpiał na zaburzenia jelitowe i byłem bardzo zadowolony, gdy okazało się, że praktyka asan przyniosła mu znaczną ulgę.

Śrimati Ismail przedstawiła mnie pewnemu śri Paksimie. wlaściclelowi restauracji Muratore w Punie. Jego córka również była chora na Heine-Medinę. Był z nią u różnych znanych lekarzy w Bombaju i po wypróbowaniu różnych metod leczenia stracił nadzieję na poprawę u dziecka. W ciągu paru miesięcy mojej terapii odzyskała siłę w porażonej nodze i utykanie prawie zupełnie zniknęło. Sri Paksima póżniej przeprowadził się do Pakistanu. jego córka dalej ćwiczyła według moich zaleceń i Jej stan nadal polepszał się. Obecnie jest mężatką i matką.

Gdy zajmowałem się córką Paksimy. miałem okazję zapoznać się trochę z Koranem. Często dyskutowaliśmy z śri Paksima o filozofii i wtedy on cytował urywki Koranu, które były podobne w zawartości myślowej do tekstów wedycznych i Upaniszad. Śri Paksima wyjaśnił, że namaz był islamską formą kultu. Powiedział również, ze choć ludzie wyznają różne wiary, to dusza jest Jedna – nie zróżnicowana, jest nie podlegającą zmianom jaźnią – Atmanem. Sam pochodzę z jednej z ortodoksyjnych sekt hinduskich i wcześniej nawet niechętnie jadłem w towarzystwie osób należących do innej społeczności. Stopniowo moje zapatrywania zmieniły się i uczucie zróżnicowania zmniejszyło się i w końcu zupełnie zniknęło. Moich przyjaciół należących do innych społeczności postrzegam jako krewnych. Czuję, że to co się liczy, to wewnętrzna czystość osoby i że ludzkie myśli i uczucia są takie same na całym świecie.

Gdy Paksima wyjechał do Pakistanu, mój dochód zmniejszył się, ale to nie zmniejszyło mojej wiary w Boga. Czułem, że wielokrotnie targowałem się o łaskę boską i myśl, że wątpię w Boga. gnębiła mnie. Później nauczyłem się modlić bez proszenia Boga o łaski.

Przedstawiony tekst pochodzi z „Iyengar His Life and Work” wydane przez CBS Publishers & Distributors (P) LTD. New Delhi – India

Tłumaczenie z angielskiego – Ewa Suskiewicz