Zmierzając powoli do końca naszych rozważań nad „odchudzającym” potencjałem jogi, wrócimy do samego początku, a więc do tego, jaki jest właściwie cel praktyki. Jak określił to B.K.S Iyengar celem jogicznej podróży jest zintegrowanie wszystkich warstw, powłok naszego bytu, tak abyśmy mogli stanowić całość.
W jodze mówimy o pięciu poziomach ciała, przy czym ciało fizyczne (annamaya kośa) jest zaledwie jednym z nich, tym najbardziej zewnętrznym. Kryje ono pozostałe, bardziej subtelne warstwy bytu – ciało energetyczne (pranamaya kośa), ciało umysłu (manomaya kośa), ciało intelektu (vijnanamaya kośa), a wreszcie ciało duchowe (anandamaya kośa). Jeśli poszczególne poziomy egzystencji nie pozostają w pełnej harmonii, wtedy w naszym życiu brakuje spokoju, a pojawiają się choroba, niewygoda i chaos.
Dlaczego piszę o tym w kontekście „odchudzania”? Otóż z tak zdefiowanego celu praktyki jogicznej wynikają dwie niezwykle istotne implikacje.
Po pierwsze
Ciało fizyczne jest tylko jedną i to wcale nie najważniejszą warstwą naszego jestestwa. Jakkolwiek w teorii stwierdzenie to wydaje się być zupełnie oczywiste, tak w praktyce nie jest to już takie jednoznaczne. Żyjemy w czasach, w których atrakcyjny wygląd stał się jedną z kluczowych kwestii – jest „niezbędny” do zdobycia dobrej pracy, wymarzonego partnera, osiągnięcia sukcesu zawodowego i sukcesu towarzyskiego. Wybuchowa mieszanka nieosiągalnego ideału piękna i nowych technologii sprawia, że codziennie poddawani jesteśmy dziesiątkom i setkom ocen tego, jak bardzo od tego ideału odbiegamy. Kwestia powierzchowności staje się nieproporcjonalnie istotna w stosunku do pozostałych „części człowieka”. Dysproporcja pomiędzy tym, jak chcielibyśmy wyglądać, a jak wyglądamy, budzi stres i niechęć do siebie. Nierzadko prowadzi do depresji i/lub zaburzeń odżywiania.
Joga przywraca zachwiane proporcje. Pomaga złagodzić ocenę własnego wyglądu, zdystansować się do ewentualnej krytyki, docenić swoje pozafizyczne atuty, wreszcie wycofać z pościgu za nieosiągalnym ideałem i skupić się na tym co najważniejsze – na zdrowiu, a nie na wyglądzie.
Po drugie
Chociaż joga uczy, aby nie przeceniać istotności ciała, nie zachęca bynajmniej do jego zaniedbywania. Powinniśmy utrzymywać ciało w dobrej kondycji i zdrowiu – ani nie męcząc go, ani nadmiernie nie rozpieszczając. Jeśli bowiem nawet jedna z warstw naszego bytu pozostaje zdestabilizowana, uniemożliwia integrację całości. O tym jak bardzo poszczególne ciała wpływają na siebie nawzajem przekonał się każdy, kto starał się wejść w pozycję balansową, sesję pranajamy, czy medytacji z rozproszonym umysłem lub w dużym pobudzeniu emocjonalnym.
Czyli po piąte…
Wędrując coraz dalej ścieżką jogi, musimy gdzieś po drodze dojść do porozumienia z własnym ciałem fizycznym i przywrócić je do stanu równowagi i optymalnego zdrowia.