Ponownie chcę powrócić do tematu relacji nauczyciel – uczeń. Pisałem już o tym w kontekście tego, jak wygląda ta relacja w naszej kulturze: „Joga a biznes – makdonaldyzacja jogi.”, we wpisach dotyczących porad, jak wybrać nauczyciela: „Jak wybrać nauczyciela jogi.”
Jak pisałem, wydaje się, że proste przeszczepianie na grunt europejski standardów tradycyjnej relacji między nauczycielem a uczniem, obecne w kulturze wschodu, a objawiające się dużym podporządkowaniem ucznia, jest nierealne i nieprzystające do naszej kultury. Przypomnijmy, że w przypadku praktyk guru–jogi wywodzących się z tantry uczeń wizualizuje swego guru jako w pełni oświeconego nauczyciela uosabiającego absolut. W naszej kulturze takie podejście może nieść za sobą ryzyko nadużyć.
Z drugiej strony niewątpliwym jest fakt, że w naszym społeczeństwie nauczyciel jogi stał się zawodem zapewniającym utrzymanie wielu ludziom. Wynikiem tego relacja między uczniem a nauczycielem nie jest już tylko relacją dydaktyczną. Uczeń staje się klientem. Wydaje mi się zatem niezbędne określenie i upowszechnienie norm, dzięki którym relacja ta będzie w pełni profesjonalna i służąca ochronie oraz dobru ucznia.
W zasadzie normy etyczne postulowane w pierwszym członie ośmiostopniowej ścieżki jogi wyłożonej przez Patańdżalego w Jogasutrach (ashthanga yoga – yama) są wystarczające do wytworzenia właściwej relacji nauczyciela z uczniem. Przypomnijmy je:
- niekrzywdzenie (ahimsa),
- prawda (satja),
- niekradzenie (asteja),
- wstrzemięźliwość (brahmaczarja),
- niezachłanność (aparigraha).
Widzę jednak dwa powody, dla których warto opracować nieco bardziej szczegółowe wytyczne.
- Normy powyższe niewątpliwie funkcjonują w naszej kulturze. Jednak w przypadku jogi osadzone są one w kontekście tradycji związanej z odmienną kulturą. To może utrudniać ich akceptację, szczególnie osobom rozpoczynającym swój kontakt z jogą.
- Nasza kultura jest bardzo relatywistyczna. Rozumienie poszczególnych zasad może być bardzo rozmaicie interpretowane. W związku z tym wydaje się, że ich uszczegółowienie i w pewnych przypadkach odniesienie do konkretnych sytuacji życiowych będzie korzystne i pomocne dla uczniów.
Myślę, że dość dobrym rozwiązaniem będzie tutaj wykorzystanie standardów obecnych w naszej kulturze, a powstałych na gruncie psychologii, mówiących o relacji między terapeutą a klientem. Dziedziną zarówno psychologii, jak i jogi jest przecież sfera ducha.
Wytyczne takie powstały również w obrębie tradycji jogi rozpowszechnionych na całym świecie. Stowarzyszenia Jogi Iyengara na całym świecie kierują się wytycznymi opracowanymi przez mistrza i jego uczniów zawartymi w „Przewodniku do konstytucji dla stowarzyszeń jogi Iyengara” (Puna 2009)
Poniższe wskazówki opracowałem na podstawie kodeksów etycznych organizacji zrzeszających psychoterapeutów i Wytycznych Etycznych dla Nauczycieli Jogi Iyengara:
- Nauczyciel jogi stara się przyczyniać do dobra uczniów.
- W swoich działaniach prezentuje uczciwość i szacunek dla godności uczniów, z którymi ma kontakt.
- Nauczyciel jogi rozumie, że istnieje pewna przewaga nauczyciela wobec ucznia i unika jakiegokolwiek wykorzystywania zaufania i potencjalnej zależności uczniów. Wobec tej przewagi nauczyciel jogi rozpoznaje niebezpieczeństwo podwójnej relacji, która może utrudnić relację nauczyciel – uczeń. Podwójna relacja ma miejsce, gdy zachodzą interakcje między nauczycielem i uczniem poza kontekstem relacji nauczyciel – uczeń. Nauczyciel jogi zachowuje nadzwyczajną czujność, jeśli charakter podwójnej relacji staje się intymny.
- Nauczyciel jogi nie podejmuje relacji seksualnych z uczniami w trakcie treningu jogi.
- W swojej aktywności nauczyciel szanuje prawo innych osób do posiadania wartości, poglądów i postaw odmiennych od jego własnych.
- Nauczyciel jogi nie dyskryminuje uczniów z uwagi na wiek, płeć, rasę, narodowość, religię, orientację seksualną, niepełnosprawność, światopogląd, wykształcenie, język czy status społeczno-ekonomiczny.
- Nauczyciel jogi powinien ograniczyć swoje nauczanie do metod i obszarów, w których nabył odpowiednie kompetencje poprzez szkolenie lub doświadczenie.
- Nauczyciel jogi jest zobowiązany do zachowania poufności dotyczącej wszystkich informacji, w jakich posiadanie wszedł w związku z prowadzeniem treningu jogi.
- Metody stosowane przez nauczyciela jogi w treningu jogi wymagają zgody ucznia.
- W przypadku osoby niepełnoletniej nauczyciel jogi powinien uzyskać jej zgodę, jak również jej przedstawiciela ustawowego lub osoby faktycznie opiekującej się taką osobą, na trening oraz stosowane w nim metody.
- Nauczyciel jogi nie wykorzystuje finansowo uczniów i innych odbiorców swoich usług.
- Jeśli uczeń zalega z opłatami za usługę jogi, i nauczyciel jogi zamierza skorzystać z pomocy prawnej w tym zakresie, kancelarii windykacyjnej itp., najpierw informuje o tym zamiarze dłużnik,a dając mu szansę uiszczenia należności.
- Nauczyciel jogi nie przyjmuje korzyści finansowych lub osobistych za skierowanie ucznia do innych specjalistów.
Mam nadzieję, że zasady będą szczególnie pomocne uczniom, którzy mają niepodważalne prawo oceniania kompetencji i profesjonalizmu nauczycieli jogi oraz przyczynią się do podnoszenia standardów w nauczaniu jogi.
Napisałeś: „Przypomnijmy, że w przypadku praktyk guru–jogi wywodzących się z tantry uczeń wizualizuje swego guru jako w pełni oświeconego nauczyciela uosabiającego absolut. W naszej kulturze takie podejście może nieść za sobą ryzyko nadużyć.”
Piotrze czy Ty byłeś (chociaż jakiś czas) w relacji Guru-uczeń w jakiejkolwiek tradycyjnej ścieżce jogicznej czy tantrycznej czy tylko Piszesz o tym, na podstawie tzw.”wydaje mi się”?
Pytam, bo czytając to, co Napisałeś np. o „wizualizacji Guru nad głową” wydaje mi się, że nie bardzo Rozumiesz o co w tej czynności/praktyce chodzi i jak ma się ona do całokształtu życia i praktyki joginów (nie tylko tantryków).
A ma się i to bardzo. Są w jodze i również w hatha-jodze różne sposoby na praktykę bhakti, praktykę oczyszczania subtelnego ciała, podtrzymywania łączności z energią danej tradycji przekazu, zmniejszania własnego ego, budowania szacunku dla Guru i Tradycji, które pomagają uczniowi w jego trudnościach, ect. – inaczej mówiąc niezbędne, niezwykle ważne sprawy aby uczeń mógł pokonywać wiele przeszkód i właściwie się rozwijać.
Dodatkowo chodzi w tej praktyce o umieszczanie nad głową czyli w bardzo ważnym miejscu energetycznym, czystej energii, z którą powinien kojarzyć się Guru. I tu należy pamiętać, że jeśli relacja z Guru nie jest czysta i nie opiera się na zaufaniu, to uczeń będzie umieszczał nad głową „nieczystą energię” ect. – i to są również ważne niuanse praktyczne związane z tą praktyką. Z kolei jeśli relacja jest czysta, pełna oddania i szacunku, to uczeń będzie umieszczał czystą energię nad głową czyli aktywował bardzo ważne miejsce właśnie tą ,czystą energią. Będzie to prowadzić do coraz głębszego oczyszczenia, a oczyszczenie w tym miejscu jest niezwykle ważne…
Napisałeś też:
„W naszej kulturze takie podejście może nieść za sobą ryzyko nadużyć.””
Najpierw (moim zdaniem) warto zrozumieć kulturę, która jest kolebką jogi i tantry, a potem zastanawiać się nad nadużyciami z tym związanymi w naszej kulturze.
Inaczej mówiąc w tym konkretnym zagadnieniu warto najpierw przeżyć taką relację (Guru-uczeń), a potem o niej pisać, czy ją komentować.
Dla mnie wielkim nadużyciem w „naszych” kulturach zachodnich jest praktyka pod szyldem „joga” czy „hatha-joga” często polegająca na czysto mechanicznym ćwiczeniu asan oraz sprowadzaniu subtelnego i wielopłaszczyznowego procesu jogi do „ustawiania i pracy w pozycjach”. Nie muszę mówić, że tego typu „joga” to wyrwana z całego kontekstu jogi klasycznej modyfikacja, która nie ma nic wspólnego z klasycznymi tekstami i przekazem. W wyniku tego wielu „zaawansowanych joginów” ma duży problem z odpowiedzią na pytanie- czym różni się to co praktykują od gimnastyki akrobatycznej?
Pozdrawiam serdecznie…
Jestem w relacji guru-uczeń w ścieżce buddyjskiej od wielu lat.
Podobnie nazwałbym moją relację z jednym z moich nauczycieli jogi. Wykraczała ona daleko poza uczenie technik wykonywania asan i oddechów – kształtowała moje życie.
Mam też pewne doświadczanie w praktykach tantrycznych. Stąd też wiem na czym zasadza się istota praktyki guru jogi nie tylko na podstawie tego co o niej czytałem, ale także na postawie wskazówek czynionych przez nauczycieli (głównie buddyjskich) podczas spotkań, które miałem zaszczyt odbyć oraz osobistej praktyki.
Zastanawiające jest to, że podstawie dosłownie jednego zdania, które napisałem na temat guru jogi w dodatku jako przykład podczas omawiania tej kwestii w innym kontekście jesteś wstanie ocenić moje doświadczenie w tym zakresie. Zauważę również, że nie napisałem o „wizualizacji Guru nad głową” jak błędnie mnie zacytowałeś. Napisałem „uczeń wizualizuje swego guru jako w pełni oświeconego nauczyciela uosabiającego absolut” wskazując na nieco inny aspekt tej praktyki.
Zgadzam się z tym co piszesz na temat guru jogi. Jest wiele subtelnych i ważnych niuansów podczas jej wykonywania. Z pewnością nie da się ich zawrzeć w jednym zdaniu. Nie o tym jednak pisałem. Mam niestety wrażenie, że mnie nie zrozumiałeś.
Pisałem o tym, że proste przeszczepianie tej tradycji na grunt naszej kultury może rodzić pewne zagrożenia i jest nierealne ze względu na znaczące różnice kulturowe. Żeby bardziej uszczegółowić, chodzi o głęboko zakorzeniony w naszej mentalności pogląd (konserwowany przez współczesnych duchownych), że absolut (Bóg) jest czymś zewnętrznym oddzielnym z którym nie można się zjednoczyć całkowicie (można dostąpić natomiast jego łaski). Żaden ksiądz nie może stać się uosobieniem boga. W podejściu praktyk wywodzących się ze wschodu mamy zupełnie inną sytuację. Dodam, że spotkałem w na swej drodze nauczycieli, którzy próbowali przedstawiać siebie jako guru (powołując się oczywiście na tradycje a jakże) jednocześnie zdradzając brak ugruntowanej praktyki zasad etycznych (yama). Nie trudno znaleźć również relacje na ten temat w historii wkraczania jogi na zachód. Takie właśnie zagrożenie mam na myśli. Jak może to wyglądać można zobaczyć w filmie „Mistrz” Paula Thomasa Andersona (2012). Polecam
Praktyka guru-jogi na zachodzie jak na razie będzie zapewne praktyką niszową dotyczącą ludzi na to gotowych. I dobrze żeby tak pozostało. Na pewno nie stanie się tak powszechna jak praktyka jogi. Dlatego właśnie, konsekwentnie i świadomie piszę o relacji nauczyciel – uczeń a nie guru-uczeń (taka relacja jest niezmiernie rzadka). Miewam niekiedy odczucie, że należałoby pisać o relacji instruktor jogi-uczeń, gdyż bycie nauczycielem postrzegam jednak jako coś więcej niż proste nauczanie ćwiczeń fizycznych i oddechowych.
Mając świadomość tego jak wygląda „joga popularna” staram się przedstawić reguły zrozumiałe i dostępne dla wszystkich. Także dla tych, którzy usłyszą od znajomych że joga jest fajna, wpiszą w wyszukiwarkę „joga” a następnie wybiorą szkołę lub fitness, kierując się w pierwszej kolejności cenną w drugiej łatwym dojazdem na zajęcia, a dopiero później kompetencją nauczycieli.
Rozumiem Jog, że Twoje poszukiwania doprowadziły Cię do spotkania z nauczycielami najwyższej próby i wglądu, o którym przeciętna osoba słysząca od swojego ortopedy „warto ćwiczyć również jogę” nie ma zielonego pojęcia. Rozumiem, że sytuacja sprowadzenia jogi do ćwiczeń fizycznych poprawiających jakość życia sprawia, że z Twojej perspektywy nie można tego jogą nazwać. Tak to jednak wygląda. Myślę że miliony hindusów powie bez zająknięcia, że uprawia jogę, choć ich praktyka będzie się ograniczać do tego co zwie się dharmą (religią) polegającą na wykonywaniu rytuałów przekazywanych w rodzinie z pokolenia na pokolenie, a ich pojęcie o subtelnych praktykach oczyszczania ciała energetycznego będzie równie nikłe jak pani czy pana odwiedzającego ortopedę z powodu bólu kręgosłupa.
Dziękuję Pozdrawiam
Tak – wszystko ok. Wysoko oceniam naszą korespondencję i uważam, że Jesteś mądrym człowiekiem. Myślę też, że ważne aby każdy z ludzi publicznie wypowiadających się na temat jogi zadał sam (w swojej ciszy) sobie pytanie – czy chce trochę „na siłę” uszczęśliwiać wszystkich, którzy jakoś się tam o jogę „otarli” lub „otrzaskali” czy chce pisać o tym, co naprawdę o niej sądzi i jak ją postrzega w pełnym spektrum tego wielkiego, duchowego systemu? To ważne. Dlaczego? Aby joga była jogą zamiast tworem o nazwie „joga”. Piszę trochę do Ciebie między wierszami. Kawa na ławę nie zawsze jest właściwa. Obecnie twór o nazwie joga tak daleko odszedł od korzeni, że nawet trudno polemizować z wieloma artykułami. Oczywiście joga powinna się rozwijać, dostosowywać do obecnych czasów, realiów. Jednak aby cokolwiek rozwijać trzeba NAJPIERW posiąść solidnie podstawy. Np. aby rozwijać system prawa w danym kraju trzeba najpierw być znakomitym prawnikiem (tak sądzę). To samo z jogą. Obecnie łatwo znaleźć artykuły i blogi, na których jest masa błędnej wiedzy o jodze (o tantrze nie wspomnę), i wielu, dobrych, miłych ludzi, którzy zainteresowali się jogą ale nie poświęcili wielu lat na poszukiwania i trudności z tym związane, łapie się na to jak ryby w sieć. Nie piszę do Ciebie personalnie ale myślę, że wiesz o czym piszę i widzisz podobnie, bo ciężko tego nie dostrzec. Pozdrawiam Cię serdecznie i myślę, że rozumiemy się znakomicie.
Czytam i zadziwiam się. Piotr, czy Ty naprawdę nie wiesz, że w Polsce NIE istnieje zawód nauczyciela jogi? Odsyłam do mojego ostatniego wywiadu z Januszem Szopą, nie będę wklejała linka.
Janusz prezentuje specyficzne podejście do jogi ale tu racji odmówić mu nie można: formalnie, w polskim prawie nie istnieje zawód nauczyciela jogi. Nie ma takiego rzemiosła, nie ma takiego zawodu. Jest instruktor rekreacji ruchowej o specjalności i tutaj dowolnie.
To, że osoby praktykujące i uczące jogę (nmajczęściej to dotyczy praktykujących Iyengara) z lubością nazywają się nauczycielami jogi świadczy o sporym braku orientacji w otaczającym świecie (mówiąc delikatnie) i sporym zadufaniu w sobie. Już nie mówię o samozwańczych panach, którzy poczytali kilka książek, inteligentnie je połączyli w określone systemy i propagują robiąc również kursy nauczycielskie (sic!)
Osobiście (od 2000 r jestem związana z jogą) spotkałam może 2 osoby, które nazwałabym nauczycielami jogi (na tyle, na ile się orientuję, kim jest nauczyciel jogi)
Nie chcę wchodzić w dyskusje dotyczącą relacji guru-uczeń ale przypominam delikatnie, ze w kulturze europejskiej, w której zostaliśmy wychowani podobna do relacji uczeń-guru pod pewnymi względami była relacja między Sokratesem a jego uczniami czy relacje panujące w Akademii Platońskiej. Ale oczywiście, to co orientalne jest ciekawsze w myśl zasady trawa po drugiej stronie jest zawsze bardziej zielona.
To się szczęśliwie zmienia i mam wrażenie, że nowe pokolenie rzadziej identyfikuje się z dumnym tytułem, nazywając się po prostu instruktorami. Więc może i starsze pokolenie nabierze więcej pokory?
Dziś rozmawiałam o tym z kolegą, „nauczycielem jogi” z jednej z warszawskich szkół, który powiedział mi, ze na zajęcia przyszedł chłopak, widać, ze ćwiczący na siłowni, w ręku trzymał butelkę wody, na ramieniu miał przewieszony bielutki ręczniczek i zapytał:” masz trochę czasu? dałbyś mi kilka prywatnych lekcji?”
Kolega odmówił, ale zauważył, że coś się zmienia, że na szczęście (i tu się zgadzam) osoby uczące jogi nie są traktowane jak bożyszcza, czego by może chcieli.
Spotkałam się też z osobami chodzącymi na kurs nauczycielski, których podstawową motywacją do skończenia kursu był dyplom, który dawał wg nich uprawnienia do wykonywania tego „modnego” zawodu.
Podsumowując: nie ma zawodu nauczyciel jogi. Jest taka autoidentyfikacja, nierzadko zbyt odważna, ale podtrzymywanie tego słownictwa jest robieniem zamętu w głowach młodych adeptów.
Napisałaś:
„Spotkałam się też z osobami chodzącymi na kurs nauczycielski, których podstawową motywacją do skończenia kursu był dyplom, który dawał wg nich uprawnienia do wykonywania tego “modnego” zawodu.
Podsumowując: nie ma zawodu nauczyciel jogi. Jest taka autoidentyfikacja, nierzadko zbyt odważna, ale podtrzymywanie tego słownictwa jest robieniem zamętu w głowach młodych adeptów.”
Na szczęście joga to nie zawód. Dyplom to nie dowód na osiągnięcie Samadhi. Tak naprawdę dopiero osoba, która zna stany Samadhi powinna być nauczycielem jogi. Inaczej ku czemu prowadzi swoich uczniów? Ku własnym iluzjom gimnastyczno – filozoficznym? Ku „ustawianiu” w pozycjach? Po co? Jeśli pozycjami osiągnęła Samadhi to ok. – przynajmniej może to przekazać ale jeśli nie to jaki to ma sens?
Oczywiście jeśli jogę traktujemy zgodnie z jej pradawnym przeznaczeniem czyli jako ścieżkę do osiągnięcia duchowej wolności, a nie jako formę gimnastyki, w której ktoś między siłownią, a pubem chce „kilka lekcji od instruktora „jogi”
Lekcji czego? Kilku pozycji? Po co? By mógł sprawniej chodzić do „pubu”?
Joga ma sens wtedy, gdy zmienia człowieka, jego światopogląd, poprzez poznawanie coraz subtelniejszych wymiarów swojego wnętrza powoduje coraz większe „nie lgnięcie” do świata czyli karier, bmw, kasy, pubów i całej reszty tego tamasu.
Ścieżka jogiczna to pewna szansa na autentyczną wolność, a nie hobby czy forma przyjemności z rozciągania ciała.
Dlatego klasyczna hatha-joga tak jak opisuje ją np. Gheranda-Samhita jest ukierunkowana na rozwój ciała subtelnego, a nie fizycznego.
Dopiero poprzez rozwinięte, oczyszczone i obudzone ciało subtelne możliwe jest samopoznanie zmieniające człowieka i jego stosunek do świata, ludzi, zjawisk.
Warto też spróbować zrozumieć na czym polega relacja Guru-uczeń czy nawet nauczyciel – uczeń. Ta relacja jest bardzo ważna w jodze. W zawiłych ścieżkach oczyszczania świadomości Guru jest w zasadzie niezbędny, by się w tym wszystkim nie pogubić, a pułapek jest wiele.
Nauczyciel może nauczyć technik, ale dopiero Guru może przebudzić duchowo.
Jog – piszemy o dwóch systemach monetarnych. Ty, jak rozumiem, o jodze klasycznej, indyjskiej, wschodniej, ja o rynku (z całą świadomością używam tego słowa) i prawodawstwie polskim. I powtórzę – w polskiej klasyfikacji zawodów nie ma zawodu nauczyciel jogi. Jest nauczyciel matematyki czy innych przedmiotów.
Więc artykuł Piotra, z całym szacunkiem, nie ma dla mnie sensu i w przypadku, kiedy rozmawiamy o relacji guru – uczeń (czy takiemu nauczycielowi naprawdę potrzebny jest kodeks?) i w przypadku, kiedy rozmawiamy o realiach polskich (nie ma zawodu nauczyciel jogi)
Droga Justyno znam doskonale sytuację formalno-prawną. Wiem, że prawnie nie ma zawodu nauczyciela jogi. Jest jak mówisz instruktor rekreacji-ruchowej o specjalności joga.
Co ciekawe nie ma też zawodu guru co oznacza, że jeśli jakiś guru w naszym kraju prowadzi uczniów ścieżką jogi i rejestruje oficjalnie przychody z tego typu działalności to jest również instruktorem rekreacji-ruchowej. To samo dotyczy tych 2 osób, które nazwałbyś nauczycielami. Sądzę, że w tym przypadku jak to się często zdarza prawo nie przystaje do życia.
W każdym razie zwrotu tego użyłem w znaczeniu potocznym myśląc, że ludzi uczących jogi można nazwać nauczycielami choć formalnie wykonują zawód instruktora rekreacji-ruchowej. W naszym języku słowa nauczyciel i instruktor używa się do pewnego stopnia wymiennie. Zazwyczaj każdy instruktor czegoś uczy np. pływania, jazdy samochodem itp. choć oczywiście nauczyciela polskiego nie nazwiemy instruktorem polskiego
Jak rozumiem w nauczyciel w założeniu przekazuje szerszą wiedzę. Do tego musi mieć wykształcenie wyższe oraz przynajmniej fakultet z pedagogiki. Instruktor sam zazwyczaj nabywa kwalifikacje w wyniku przeszkolenia i uczy jakiejś konkretnej umiejętności. Nie musi mieć wykształcenia wyższego.
Dla mnie jednak kwestie formalno-prawne to trochę równoległa rzeczywistość, w której trzeba jakoś funkcjonować. Nie są one dla mnie rozstrzygające. Swoją drogą Twoje obserwacje na temat relacji między uczestnikami i prowadzącymi zajęcia jogi potwierdzają również moje i wskazują że rzeczywiście obecnie mamy do czynienia bardziej z instruktorami niż nauczycielami. Wyraziłem je w pierwszej odpowiedzi do komentarza Joga.
W tej sytuacji tym bardziej zasadna wydaje się konieczność precyzyjnego określenia zasad właściwej relacji między prowadzącym a uczestnikiem zajęć jogi.
To było sednem mojego wpisu.
Pozdrawiam